Byłam w CHM i miałam rację – Magda zrobiła bardzo dobre nagranie, towarzyszyli jej Joasia i Paweł. Chodziłam ze słuchawkami pomiędzy montowanymi ścianami i doznałam tego, że z trudnością dobierane słowa, skonsultowane z księdzem Antonim – zamieniły się w nagranie. Ożyły. Towarzyszyli mi Jill i Ed. Wyjaśniali, pomagali. Miałam szansę zobaczyć, jak naprawdę powinna wyglądać organizacja pracy, bez ilu rzeczy obywamy się u nas. To smutne i krzepiące odczucie. Na deser poszłam odwiedzić siebie, obejrzeć film, w którym pojawiam się na kilkanaście sekund. Mały ślad, a cieszy. Coś mam z tym pragnieniem, aby pozostał po mnie ślad… W pracy Esther zarządziła przenosiny kolekcji i zatrudniła doń 2. wolontariuszy, stawiała pizzę. Po 2. urwałam się na spektakl chłopaków. Poruszył mnie. Bardzo dramatyczny. Czarnoskórzy i nie tylko młodzi aktorzy śpiewający po polsku w finale; to stuletnie, polskie niegdyś miejsce, dyskusja po spektaklu i bardzo ważna rozmowa z Marylką. Wieczorem odwiedziła nas ciocia Dana. Rzadko się widujemy. Bardzo jej się skomplikowało życie. Niby rozwiązało, ale jednak skomplikowało bardziej. Przyniosła piękne ubranka na wiosnę – w radosne paseczki. Ma oko. W niedzielę pojechaliśmy do kościoła i do Olivki na urodziny. Posiedzieliśmy. We wtorek odwiedziła nas pani Betty. Chłopaki mieli radochę z prezentów. Porozmawiałyśmy. Z czekaniem na spotkanie zeszło nam rok.
Pożegnaliśmy chłopaków z Teatru Brama, Daniela i Mariusza. Byliśmy we środę późnym wieczorem w Art Gallery Cafe, gdzie poznaliśmy pozostałą rodzinę Ewuli (świetne ma dzieci) i legendarnego Wiecha. Widzieliśmy się ze znajomymi i naśpiewałam się do syta. Cieszyłam się jak dziecko. Zaprosili nas z Halką na środek, z marszu zaśpiewaliśmy Ulisi i Połowynę. A gdy Mariusz przeszedł na moją prawą stronę – dźwięk nie miał sobie równych. Prawdziwa, organiczna kwadrofonia, dźwięk wibrował, nasze głosy zgrywały się pięknie i radośnie. Słyszałam je wszystkie. Radość czysta. A później jeszcze Iwo z Radkiem zagrali Elę Adamiak, przyłączyłam się do nich i miałam koncert życzeń. Tych piosenek nie śpiewałam od liceum. Było i Zagram dla Ciebie na każej gitarze świata, A kiedy dom będę miał, Gloria, Niebo do wynajęcia, nawet umieli Lisom. Siedziałam obok żony Iwa, Anity, przyszłej mamy. Pomyślałam o mnie sprzed 4. lat. Ma podobne lęki.
Nie mogliśmy wyjść ze spotkania. Zakończyć wieczoru. Szkoda nam było. Już w kurtkach śpiewaliśmy pod dyktando Ewuli – do mikrofonu, po zwrotce. Pożegnania też trwały chwilę. Będzie nam ich brakować. Ponieważ nie udało mi się wypalić płytek z filmikami – zrobiłam to wczoraj. Jenny zatrzymała się po drodze na lotnisko u fryzjerki, u której byliśmy z Mamą i Tuniem. Weszli do Andante w pełnym uzbrojeniu kowbojsko-indiańskim. Jedno ze zdjęć fajnie wyszło, więc je zamieszczę. Dla Tunia to była frajda. Mamusia! Prawdziwi kowboje! Mieli jeszcze przyjechać do nas na herbatę po odprawie bagażowej, ale jednak zostali na lotnisku. Przyjechała sama Jenny. Bardzo się z nimi zżyła. Moi chłopcy bardzo Ją polubili. Jest taka radosna. Posiedziała chwilę i musieliśmy się rozstać – Tunio w szkole miał urodziny Dra Seuss’a. Spotkanie z Cat in the Hat, kotem w kapeluszu, sluchanie bajek czytanych przez slawnych ludzi z naszej wioseczki – majorkę, strażaka, urzędników, artystów. Urzekła nas ekspresyjna pani, która urzędowała w Tuniowej klasie 134. Udało mu się wylosować książeczkę z koparą. Po imprezie pojechaliśmy do Jewela po urodzinowe babeczki, które oczywiście musiały być ustrojone w podobizny Diego, ostatniego bohatera. Dzisiejszy dzień spędziłam na pogoni za prezentem na jutrzejsze urodziny – śmieciarą Tonka, zrobiłam małe-niby zakupy, teraz kataloguję. Rich opublikował stronę. Zrobiłam sobie przerwę w tłumaczeniu. Włosy unormowane, breżniew także – mam złudzenie zadbania. Jutro cichutka impreza po powrocie z pracy, bez zapowiadania, dla chętnych. W niedzielę wybieramy się po Mszy o 8. na Navy Pier do muzeum dziecięcego, tylko zahaczymy o polski festiwal z okazji Dnia Pułaskiego. W poniedziałek w pracy – zawrót głowy. Tunio ma wolne. Czy się wybierzemy? Czy będziemy potrzebni? Raczej nie. Może poleniwiejemy wspólnie. Dzień lenistwa i wspólnej radości? Brzmi kusząco. Rozwieszę nowe firanki – kupione sobie w rocznicę ważnych dat. Zgonie z zaleceniami Marylki – zwalniam. Mogę sobie pozwolić na lenistwo?! Czuję senność, Tomik się wybudza. Podczytuję ostatnią Gretkowską. Jakoś przemyślnie nawiązuje do Biegunów. Czekam na Szwaję. Jeszcze jej nie mają w D&Z. Mariusz z Tuniaskiem w pełnym słońcu odrzucają śnieg z basenu – miły widok. Teraz bombardują moje okno śnieżkami. Łobuziaki. Babcia piecze tort. Pójdę do nich.
Ewulka urodziła małego Maciusia. Nowa data przyćmi odrobinę starą. Życie odradza się samo. W innej formie. Pozdrawiamy Was – rodzino W. Gratulujemy. Tulimy także dwie nasze przyszłe mateńki.
Wideo na Wielki Post – o śmierci i życiu z radością
http://video.stumbleupon.com/#p=ithct48cqw