Gorący przeskok. W wykonaniu aury – z zimy do lata. W poprzednim tygodniu było zimno i mrozowo, wczoraj natomiast letnio, ponad 25 C. I jak to tak? Dzisiaj wróciło wszystko do normy, a natura dostała temperaturowego kopa. Wszystko się zazieleniło w dzień. Chłopaki spędzają dużo czasu na dworze, a my z nimi. Pozostało mi wyczyścić grządki, poprzesadzać. Dzięki wydarzeniom marcowym mam inne podejście do roślin. Dotąd przyglądałam się im i obawiałam zakłócać ich rozrost. Wskazuje to na moje nastawienie – chciałam, żeby się tylko dobrze przyjęły, a one się rozpanoszyły. Wskazuje to na moje niedoświadczenie. I zmieniło mi się podejście do nich. W środku, przy podwórku powinny jednak rosnąć okazy jadalne ze względu na bezpieczeństwo i przyjemność smyków. A tu szkoda wycinać, nie udaje się przesadzanie w pojedynkę. I tak rozmyślam np. wypleniając wszędobylskie, a trujące konwalie, jeszcze po poprzednich właścicielach. Muszę zredukować wszechobecną melisę, miętę, pozostawić miejsce na poziomki, szczaw i truskawki. Bogoryjska jadalna róża miała swój sposób na przetrwanie. Udawała, że nie rośnie, a rozrastała się w korzeniach i teraz wszędzie w zasięgu 2 metrów wypuszcza córeczki. Powinnam to przewidzieć, obcowałam z nią przez całe dzieciństwo, jednak zabrakło mi wyobraźni. Moja ulubiona wierzba mandżurska rośnie w rekordowym tempie, jest piękna i malownicza, ale zabiera wodę wszystkiemu, co pod nią żyje. Maliny się rozrastają nie w przewidzianą stronę, stare truskawki są jak perz. Mam całe kępy szczypiorku, którego jeść nie mogę, dwie wyspy lubczyku – mogę się tym wszystkim podzielić. Rozpanoszył się rozchodnik i się przemieszcza, króluje za siatką chrzan. Bardzo mocno rozrastają się te wysokie leśne, żółte kwiaty, które onegdaj przytargałyśmy z Gosią, a później ich jeszcze dokupiłam u znajomego sprzedawcy na rogu myśląc, że są z tych szlachetniejszych… Wiele mnie czeka pracy, szczególnie przed domem. Tam planuję przesadzić większość wieloletnich kwiatów, muszę jakoś ukryć uszczerbki w krzewach. Ale nie mam już takich wyrzutów sumienia przy wyrywaniu. Ludzie są najważniejsi. Tyle ogród. Na pewno powrócę do niego.
Nadchodzi czas wypisywania kartek, wysłałam dotąd jedną, do domu, aby się nie spóźnić. Na resztę przyjdzie lada dzień czas najwyższy. Nie mam jeszcze dokładnych planów na święta. W czasie przejazdów wysłuchuję rekolekcji z Trójcowa na CD. Na temat małżeństw. Mam wiele do myślenia.
P.S. Moniu, mam nadzieję, że już wszystko w porządku z Adasiem, jesteśmy z Wami. Byliśmy we czworo w tym samym szpitalu, mamy podobne doświadczenia. Trzymajcie się zdrowo!